Ośrodek Fundacji "Światło-Życie" w Warszawie

MROZD w Idziemy

Z TATĄ POD ŻAGLAMI (2008)

Radek Molenda

Pływa po morzu mój dzielny tata, mama się martwi, gdzie teraz jest. Wywiało w morze mojego brata i moja siostra ruszyła w rejs – podśpiewuje wesoło słowa szanty „Gdy będę duży” przyszły wilk morski. Jeszcze trochę dorośnie i zabiorą go ze sobą na prawdziwy rejs. Wszystko zaczęło się gdy czterech zaprzyjaźnionych panów w ramach inicjatywy TATO.NET (więcej: www.tato.net) postanowiło w 2005 r. wynająć łódkę i ze swoimi synami ruszyć w kilkudniowy rejs po Mazurach. – Chcieliśmy poświęcić im swój czas i uwagę, przeżyć z nimi męską przygodę, wspólnie popracować i powygłupiać się. Być dla nich, ale też cieszyć się nimi – tłumaczy jeden z panów. Od początku założono, że obok rekreacji, która zajmuje większość czasu, rejsy będą miały także charakter rekolekcyjny. Tak więc oprócz wspólnego żeglowania, jedzenia i spania była też wspólna codzienna modlitwa i Msza św. Pomysł okazał się wyśmienity, a że budził zazdrość pozostawionych w domu córek, po roku później płynęli już ojcowie z dziećmi, a z czasem pojawili się też ojcowie ojców. Inicjatywa w ciągu kilku lat przerodziła się w prawdziwe przedsięwzięcie logistyczne. W ubiegłym roku z Giżycka do Piasków za Mikołajkami na ośmiu dużych jachtach mieszczących 8-10 osób każda, popłynęło 17 ojców i prawie trzy razy tyle ich dzieci. Na tegoroczny rejs zamówiono już 10 takich łodzi, a że zainteresowanie jest duże, może będzie trzeba szukać następnych. Popłyną już piąty raz. Choć od 2006 r. towarzyszy im „duchowy ojciec” ks. Andrzej Rabij, a z każdym rokiem zgłaszają się do rejsu kolejni kapłani, program rekolekcji pod żaglami przygotowują i realizują sami ojcowie. Jednym z „ojców założycieli” jest Jarek, mąż Doroty i tata piątki dzieci. Krzysiek (17 lat), Ania (14 lat) i Weronika (7 lat) nie wyobrażają sobie, że mogłyby nie popłynąć z tatą. Andrzej jest wciąż za mały, a najstarsza Zosia (18 lat) dopiero w tym roku poprosiła, żeby ją wzięli ze sobą. – Na co dzień poświęcam im za mało czasu, więc ten wyjazd im się należy – mówi Jarek. Surowszy jest tata Mikołaj. – Jeśli nie będzie wyników w nauce, nie pojadą – mówi z uśmiechem, bo wie, że jego trójka: Ola (13 lat), Michał (10 lat) i Gabrysia (7 lat) wszystko zrobią by popłynąć. Tylko ich mama Kasia, która zostanie w domu z roczną Agnieszką, wzdycha: znowu będę przeżywała, że czegoś im tam będzie brakować. Jednak niemal jednym głosem z Dorotą mówią: gdy ich nie ma, trochę od nich odpoczywamy, ale i zdążymy zatęsknić, i docenić ich obecność. Obie widzą jak takie rejsy zmieniają ich wszystkich. – To dobra szkoła dla naszych panów. Przez kilka dni muszą z dziećmi radzić sobie sami. A po rejsach – radość bycia w komplecie i długie, wspólne wspomnienia, oglądanie zdjęć, opowieści, którymi żyje cały dom – mówi mama Kasia. Dla Weroniki najbardziej pasjonujące są szalone zabawy – oczywiście w kapoku – z tatą i noclegi w kajucie.- W czasie rejsu oprócz obowiązków na pokładzie jest też dużo czasu, żeby sobie z tatą pogadać na tematy, których na co dzień nie poruszamy. Poza tym fajnie jest go zobaczyć w roli taty i mamy – mówi Ola, córka Mikołaja. Podobnie córka Jarka Ania, która docenia to, że ma tatę przy sobie przez cały czas. – Można do niego przyjść, zapytać o coś, i mu nie przeszkadzać w pracy – mówi. Najpiękniejsze jednak wydaje się to, co dzieje się między samymi ojcami i synami. – Na rejsach odkryłem, że Krzysztof jest odpowiedzialny, że można na nim polegać. Ma smykałkę do żeglowania, i nie tylko do tego – mówi z dumą o synu Jarek. Krzysiek złapał żeglarskiego bakcyla, zrobił patent i tym roku po raz pierwszy Krzysiek popłynie jako sternik. – Poznałem tatę z zupełnie innej strony. Choć pracuje głównie w domu, zamknięty w gabinecie jest nią pochłonięty. A na łódce jest wspólna fizyczna praca, której jest sporo, ale i wspólna zabawa – mówi z kolei Krzysiek. – Są ze sobą naprawdę związani. Już nie mówię o tym, że Jarek z Krzyśkiem mają wspólne zainteresowania. Kupują i czytają te same gazety, wspólnie kompletują sprzęt na najbliższy rejs – mówi mama Dorota. Przede wszystkim widać jakim ci dwaj mężczyźni – ojciec i syn – darzą się szacunkiem. Warto także wspomnieć o konsternacji, ale i szacunku, który na Mazurach armada ojców, dzieci i księży wzbudza za każdym razem, kiedy zawija do jakiejś przystani by odprawić m.in. Mszę św. A „porzucone” żony i matki? Brakuje wśród nich tych z patentem żeglarskim, więc – także w formie wypoczynkowo-rekolekcyjnej – planują wspólny wypad w góry.

A więcej o rejsach na stronie rejsyojcow.pl

Next Post

Previous Post

© 2024 Ośrodek Fundacji "Światło-Życie" w Warszawie

Theme by Anders Norén