Ośrodek Fundacji "Światło-Życie" w Warszawie

Nikim jestem

W marcu minął rok mojej posługi szafarza nadzwyczajnego. W tym czasie wydarzyło się naprawdę wiele. Ale aby dobrze go podsumować muszę zacząć od początku.

Nie byłem fanem nadzwyczajnych szafarzy komunii świętej. Pewnie wynikało to z doświadczenia i sporadycznych spotkań z pełniącymi tą posługę oraz całkowitego braku zainteresowania czym ta posługa jest a czym nie.  Irytowało mnie kiedy w sąsiedniej parafii komunia była (i niestety jest) udzielana przez przypadkowe osoby. Irytował mnie brak przewidzianej na takie okazje formy błogosławieństwa i wiele innych drobiazgów. Nie brałem też pod uwagę tej ścieżki służby w Kościele.

Jednak 2 lata temu w lipcu ksiądz proboszcz zapytał czy nie wziąłbym udziału w kursie i ew nie podjął się tej służby w parafii. Moje rozeznawanie woli bożej można porównać do rozminowywania pola minowego przez armię czerwoną. Żeby sprawdzić czy to jest moje miejsce i co się może wydarzyć po prostu postanowiłem przez to przejść.

Sam kurs nie jest czymś nadzwyczajnym. I nie chodzi mi o zawartość merytoryczną ale o to, że dotyka rzeczy najzwyczajniejszych. Studium biblijnego, liturgii i liturgiki, no i oczywiście samej posługi szafarzy nadzwyczajnych. I na tą ostatnią część potrzeba było relatywnie najmniej czasu.

Całość tej służby, tą fizyczną, zewnętrzną i widoczną dla większości z nas można zamknąć w słowie „nadzwyczajna”. I nie w kontekście, że ta posługa jest bardziej wyrafinowana czy bardziej święta, ale że dziejąca się wtedy kiedy zwyczajnie się nie da. W większości przypadków jest więc zbędna. W naszych kościołach nie ma takich tłumów, że ksiądz nie poradzi sobie z udzieleniem komunii czy to w tygodniu czy nawet w niedziele. Może to będzie trwało chwile dłużej ale sami powiecie „bez przesady”. W czasie odpustu, Bożego Narodzenia, Środy Popielcowej bywa inaczej i wtedy rzeczywiście jest miejsce na naszą nadzwyczajną pomoc. Służymy jednak zawsze kiedy jest taka wola prezbitera, w końcu do tego zostaliśmy posłani.

Pisałem, że kurs nie jest nadzwyczajny. Jednak w sposób nadzwyczajny zmienia spojrzenie na posługę szafarza nadzwyczajnego. Stawia do pionu (choć właściwiej byłoby powiedzieć, że rzuca na kolana) sposób myślenia o sobie, o „wyróżnieniu” do tej służby, o gotowości do jej podejmowania. Pokazuje jak bardzo marne narzędzia Bóg sobie wybiera. I nie są to trze słowa ani frazes jakim często się posługujemy.

Nikim jestem.

I to pierwsza ze wspaniałych rzeczy jaką Bóg ofiarował mi wprowadzając na ścieżkę szafarstwa nadzwyczajnego. I to doświadczenie, którego mogę dzięki niemu doświadczać co tydzień. Nie jest żadną tajemnicą, że mogąc przyjąć Ciało Chrystusa z rąk kapłana lub szafarza nadzwyczajnego większość z nas wybierze tego pierwszego. Sam tak robiłem. Dzisiaj to doświadczenie przeżywane z drugiej strony uzmysławia mi jak nadzwyczajnie nikim jestem stojąc z Jego Ciałem dosłownie omijany przez tych, którzy po to Ciało przyszli. To nadzwyczajna lekcja upokorzenia serca, rozumu i duszy. To też moment uświadamiania sobie jak często sam, każdego dnia, mijam się z Chrystusem chcącym obdarzyć mnie swoimi łaskami.

Poślij mnie.

Drugą rzeczą, i w zasadzie samym sednem pełnionej posługi jest spotkanie z chorymi. Mam tą łaskę, że mogę w niedzielę zanieść Jego Ciało tym, którzy sami już przyjść do niego nie mogą. Nie ma się co rozpisywać jakie to ważne, jakim jest źródłem radości dla chorych i starszych. Sami się tego możecie domyśleć. Jednak każdej wizycie towarzyszy DROGA i spotkania z ludźmi, którzy czasem w ogóle nie wiedzą, że w windzie choć jest nas niby dwójka to jedziemy w piątkę. Prawie zawsze w drodze spotyka się kogoś kto koniecznie chce się podzielić swoim doświadczeniem dnia, pogadać o tym, że sobie kupił rano szyneczkę i bułkę, że ten sąsiad co właśnie nas minął to trochę upośledzony jest ale to dobry człowiek. Są klatki schodowe czy wejścia do bloków, gdzie za pierwszym razem słyszy się „gdzie leziesz?” a po tygodniu „weź mu k…wa otwórz nie widzisz że z Jezuskiem idzie?”. To wyjście z Chrystusem na ulice, do ludzi, którzy w ogóle o nim nie pamiętają jest nadzwyczajnym źródłem radości. Jeżeli mieliście okazję przeżywać drogę krzyżową w starej Jerozolimie to może poczujecie o czym piszę.

Minął ponad rok, a mi wciąż drżą ręce kiedy dotykam Jego Ciała. Rok kiedy słyszałem „czy ty w ogóle oddychasz kiedy udzielasz komunii?”, „a możesz się trochę uśmiechnąć?”, „módlmy się aby księża nie wysługiwali się szafarzami”. I chyba to najważniejsze „ale przyjdzie Pan za tydzień?”.

 

 

Next Post

Previous Post

© 2024 Ośrodek Fundacji "Światło-Życie" w Warszawie

Theme by Anders Norén